Dobry glina, zły glina Dodano: 17/03/2012 - Numer 160 - 17.03.2012. FELIETON \ SEAWOLF NA WEEKEND. Mogliśmy właśnie zobaczyć coś w rodzaju schizofrenicznej
Brutalność i pewność siebie to jego główne atuty w koreańskim podziemiu. Jego ludzie przeważnie są mu lojalni, czasem tak bardzo, że zdarza im się chodzić za nim, a raczej chronić go w kilkunastoosobowych grupach. Wygląda to komicznie, choć sam film pod przykrywką poważnego nastroju intencjonalnie przemyca kilka humorystycznych
Na przykład, w sporze między dwoma przedsiębiorstwami, jedna strona może być postrzegana przez pracowników jako pracodawca dbający o dobro pracowników (dobry glina), podczas gdy druga strona może być postrzegana jako zły glina, który tylko myśli o zyskach
Dobry/Zły glina – drugorzędny antagonista, który stał się wspierającym protagonistą w filmie Lego: Przygoda z 2014 roku oraz postacią epizodyczną w filmie LEGO: Przygoda 2. Głosu użyczył mu Liam Neeson, który wcielił się także w Ra's al Ghula.
Project Manager – dobry czy zły glina? 7 września 2018 | The PM Times Jakiś czas temu zaczęłam zajęcia w szkole językowej i jak to zwykle bywa na początku każdy miał się przedstawić, powiedzieć czym się zajmuje.
Dwóch bohaterów, których rozgrywkę autor porównuje do relacji pomiędzy Sherlockiem Holmesem a profesorem Moriartym. Dwóch godnych siebie rywali, którzy bardziej są partnerami w grze niż prawdziwymi wr
. Im dłużej zagłębiam się w świat gier planszowych, tym bardziej dostrzegam pewien konkretny podgatunek gier z kategorii tych imprezowych. Obok rozmaitego grona rozgrywek słownych, „okołokalamburowych” lub tych zmuszających do wyobraźni, istnieje jeszcze specjalne grono. Cechą wspólną wszystkich tytułów wchodzących w jego skład jest atmosfera tajemnicy, rywalizacji dobra ze złem, a także ukrytych tożsamości. Czy gra Dobry Glina Zły Glina właśnie należy do tej kategorii? I tak, i nie. Muszę przyznać, że mam słabość do tych gier, co już zasygnalizowałem pisząc recenzję Avalona. Kłamstwa, zagrywki, manipulacja, kręci mnie to. Mam nadzieję, że teraz drogi czytelniku nie postawisz mnie w totalnie ciemnych barwach. Ja po prostu lubię takie klimaty, w filmach, serialach i książkach. A także grach. Dlatego z ogromną radością przyjąłem w prezencie urodzinowym Dobrego Glinę…, wydanego przez Fullcap Games. I muszę przyznać, że za mną już kilkanaście bardzo sympatycznych rozgrywek. Dobry Glina Zły Glina / fot. Przystanek Planszówka Sympatyczne grafiki Pierwsze wrażenie po otwarciu niewielkiego, aczkolwiek ładnego pudełka jest pozytywne. W środku znajdziemy dosłownie malutką książeczkę z instrukcją, a także sporo kart. Jeśli miałbym jakoś scharakteryzować grafiki, porównałbym je do dobrej kreskówki. Po prostu, wygląda to bardzo przyjemnie, w żaden sposób nie razi, a nawet bardzo dobrze komponuje się z klimatem rozgrywki, który ma być przede wszystkim imprezowy i pełny śmiechu. Dobry Glina Zły Glina / fot. Przystanek Planszówka Nie ruszaj się, wyjdź z podniesionymi rękami Dobry Glina Zły Glina to karcianka przeznaczona dla liczby od czterech do ośmiu osób. Na początku rozgrywki każdy z graczy losuje po trzy karty tożsamości. W zależności od układu, dany gracz zostaje przydzielony do konkretnej drużyny (Źli lub Dobrzy). Oczywiście, cała zabawa polega na tym, że na początku nikt nie zna tożsamości innych graczy, te dopiero poznaje się w trakcie gry za pomocą różnych ruchów lub specjalnych kart akcji. Zadaniem jednej i drugiej ekipy jest wyeliminowanie szefów za pomocą pistoletów. Proste? Owszem, ale niesamowicie zabawne. Dobry Glina Zły Glina / fot. Przystanek Planszówka Fenomen gry polega przede wszystkim na negatywnej interakcji. W tym niewielkim pudelku jest jej po prostu mnóstwo. A to dostajemy karty, które pozwalają nam zabrać komuś pistolet, a to możemy na końcu rozgrywki zmienić komuś przynależność do ekipy (czasem pozbawiając rzutem na taśmę udziału w zwycięstwie). Samo wyciągnięcie giwery to tylko połowa „sukcesu”. Trzeba jeszcze oddać strzał. A to wcale nie okazuje się takie łatwe. Krótko mówiąc, z jednej strony negatywna interakcja, ale z drugiej gwarancja śmiechu i humoru. Wszystko gwarantuje nam masa kart przedmiotów, z których możemy korzystać w trakcie partii. Większość z nich to przedmioty kojarzące się z klimatem policyjnym (np. pies policyjny, monitoring etc.), wszak walka dwóch frakcji to pojedynek uczciwych gliniarzy ze sprzedawczykami. Trochę taka Infiltracja z Di Caprio i Damonem, lecz na wesoło. Dobry Glina Zły Glina / fot. Przystanek Planszówka Lubię gry, w których zasady są dość precyzyjnie wyjaśnione i konkretne. W tej nie ma z tym absolutnie żadnego problemu. Wszystkie karty jasno i klarownie tłumaczą graczowi co powinien zrobić, w efekcie czego wyjaśnienie i zrozumienie gry zajmuje nie więcej niż minutę. I nie trzeba praktycznie rozgrywać tzw. partii próbnej, od razu można ze sobą walczyć. Regrywalność jest? I tak i nie. Z jednej strony przyjemnie grało nam się za każdym razem po dwie-trzy partie, ale z drugiej strony łącznie nad tytułem spędzaliśmy góra jakieś 30 minut. Jeśli miałbym coś powiedzieć o Dobrym i Złym Glinie, to musiałbym wskazać na jej tzw. „przerywnikowy” charakter. Nie będzie to raczej główny tytuł planszówkowego wieczoru, raczej coś, przy czym chętnie odpoczniemy od chwilowego rozgrzania mózgownicy. Rozgrywka nie zmusi nas do głębokiej analizy, lecz luźnych ruchów, a także głębokiego relaksu i śmiechu. Ja to kupuję. Dobry Glina Zły Glina / fot. Przystanek Planszówka To teraz standardowo kilka luźnych spostrzeżeń ode mnie: Zdecydowanie gra nabiera kolorytu w większym gronie. Co prawda na pudełku jest mowa już o czwórce graczy, sugerujemy jednak przetestować grę tak przy sześciu osobach wzwyż. Wtedy jest nieco ciekawiej, dynamiczniej. I jak ktoś lubi, może trochę przedłużyć grę dedukcją. Klimat jest przyjemny. Może nie ma tutaj wielkiego wczucia się w rolę policjantów, ale jak ktoś się postara, bez trudu może zbudować odpowiednią atmosferę. Klucz leży w naszej wyobraźni. Sam zresztą motyw gliniarzy budzi we mnie delikatną sugestię. A może jakaś planszówka rodem z 13 Posterunku lub Akademii Policyjnej? Czegoś takiego, chyba jeszcze nie było, a gwarantowałoby dużo śmiechu. By regrywalność była na bardzo dobry poziomie, przydałyby się dodatkowe karty postaci i przedmiotów. Tak jest na poziomie dobry, po prostu. Niezłe, ale bez wielkiej rewelacji. Cieszę się, że gra poszła innym torem niż np. Avalon, Agenci Molocha, czy Mamy Szpiega. Po prostu takich gier narracyjnych jest zwyczajnie dużo. A tak, mamy interesującą próbę rozgrywki za pomocą kart. Dobry Glina Zły Glina to niezła propozycja na wieczór w towarzystwie przyjaciół, która nie zajmie wiele czasu, a dostarczy to co fundamentalne w grach imprezowych, luz, śmiech, zabawę. Wszystko dzięki systemowi gwarantującemu negatywną interakcję. I to jaką!
Imprezowa, dynamiczna gra karciana, gdzie ścierają się dwie frakcje. Dobrych gliniarzy i sprzedawczyków, którzy pracują dla mafii. Którzy zwyciężą? Kto zostanie wyeliminowany - Herszt czy Komisarz? Liczba graczy oscyluje w granicach 4-8. Jesteśmy podzieleni na dobrych i złych gliniarzy (karty tożsamości są oczywiście tajne). Fajnie wymyślona jest koncepcja jak się określa przynależność. Dostajemy trzy karty tożsamości i dołączamy do frakcji, której więcej kart mamy na ręku. Przy czym jak ktoś nas będzie chciał wyeliminować to ciągle pozostaje opcja blefu z odsłonięciem tej jednej innej karty. Gra polega na wyeliminowaniu drużyny przeciwnej w całości lub zabiciu ich szefa. Rozgrywka jest zaplanowana do 10 minut, zwykle tyle mniej więcej faktycznie trwa. Chodź zdarzały się i dłuższe, ale był to raczej wynik naszego heheszkowania w trakcie niźli samej gry. Karty są standardowo wykonane, grafiki mi się podobają. Przywodzą mi na myśl stare komiksy lub serial Archer. Nie jest to dokładnie ta sama kreska oczywiście, ale skojarzenia pozostają. Biorąc pod uwagę jak cyniczny był to serial uważam, że doskonale ta stylistyka odnajduje się w grze o konfrontacji złych i dobrych gliniarzy. Losowość wpływa na grę w stopniu umiarkowanym, interakcja jest bardzo duża (w końcu chcemy się wzajem pomordować! To zbliża ludzi). Gra jest na tyle prosta i pakowna, że bez problemu można to zabrać na wyjazd, na imprezę lub nudny wykład,ale csiii,tego ostatniego wam nie mówiłam. Relacja z warsztatów będzie później :)
Kręcąc Żółtodzioba, Clint Eastwood był jeszcze przed swoimi największymi sukcesami reżyserskimi, chociaż posiadał już spore reżyserskie portfolio. Jego szczyt sławy i nieprzerwana na nim obecność aż do dzisiaj miały dopiero nadejść w 1992 roku, gdy zrealizował Bez przebaczenia. Do tej pory odważnie badał w ramach kina sensacyjnego, na co może sobie pozwolić, realizując po swojemu film akcji, w którym bohaterowie rozmawiają ze sobą więcej, niż przeciętnie się to zdarza w tego typu produkcjach, oraz nie udają superbohaterów. Kino akcji w wydaniu Clinta Eastwooda, z nim w roli głównej, jest dużo bardziej realne niż karkołomne wybryki np. Punishera czy Johna Rambo. To jednak nie oznacza, że Clint Eastwood przerobił film sensacyjny na dramat oparty na faktach. W jego filmach z tego gatunku również da się znaleźć mnóstwo skrótów myślowych oraz właściwych dla kina akcji naiwności i nieprawdopodobieństw. Trzeba jedynie uważniej pewnym sensie Żółtodziób jest odcinaniem kuponów od sławy zyskanej niegdyś przez Brudnego Harry’ego. Clint Eastwood długo nie mógł się od niego uwolnić. Zawód reżysera, którym bardziej aktywnie zajął się od lat 90., zapewnił mu szansę wyrwania się z szufladkującego miana twardziela dzierżącego w ręce śmiercionośne magnum. Oczywiście nie zrezygnował z twardych wizerunków ludzi walczących bohatersko o coraz bardziej zapominaną w społeczeństwie ideę sprawiedliwości. Uzupełnił ją jednak o obraz człowieka coraz bardziej zmęczonego tą walką. Nick Pulovski, kolejny bohater w karierze Eastwooda o polskich korzeniach, nosi w sobie to zgorzknienie, chociaż jeszcze nie w takim głębokim i filozoficznym sensie, co bohaterowie tworzeni przez Eastwooda w XXI Pulovski został przeciwstawiony młodemu policjantowi – tytułowemu Żółtodziobowi – któremu marzyła się wielka kariera śledczego. Ale jeśli ktoś z widzów na początku spodziewał się, że David Ackerman, syn bogatego biznesmena, będzie od samego początku totalną fajtłapą, grubo się pomyli. Jest przepisowy, nieco spięty, ale szybko zaczynamy rozumieć, że to zestawienie dwóch postaci nie służy temu, by wyśmiać młodego policjanta. Ten starszy już odchodzi. Eastwood nie widział dla Pulovskiego miejsca na ulicy, dlatego dał mu sprawnego i odważnego, aczkolwiek mniej doświadczonego partnera. Z tej perspektywy możemy spojrzeć na zawsze twardego i niezłomnego Eastwooda jak na człowieka, a nie superherosa z klasycznego kina akcji. To jedna z najważniejszych cech Żółtodzioba sprawiających, że ogląda się go z niemałym jest brak monotonii w akcji. Fabuła opiera się na kilku wątkach – poszukiwania zabójcy partnera Pulovskiego, relacja między Pulovskim a Ackermanem oraz sytuacja samego Ackermana, jego rozterki, brak zrozumienia ze strony ojca i poczucie winy spowodowane przyczynieniem się do śmierci brata w dzieciństwie. Wszystko to w czasie dwugodzinnego seansu zostało wzbogacone pościgami samochodowymi, uprowadzeniem Pulovskiego, które przebiegało dość ciekawie również pod względem erotycznym, oraz brutalnym dojrzewaniem Ackermana do wygarnięcia ojcu duszonego przez lata bólu. Polecam wszystkim widzom, którzy nigdy nie widzieli Żółtodzioba, zatrzymanie się i kilkukrotne obejrzenie zwłaszcza dwóch scen, które są aktorskimi majstersztykami – brawurowe wejście Charliego Sheena do knajpy motocyklowej o wdzięcznej nazwie „Casa Blanca” oraz „napięte” stosunki Clinta Eastwooda z Liesl (Sônia Braga), śmiercionośną dziewczyną antagonisty Stroma (Raúl Juliá). Ta ostatnia sytuacja rozgrywa się w ciekawej scenerii. Bohaterów otaczają monitory, a kamera co chwilę pokazuje ich osobliwą relację poprzez monochromatyczny obraz kineskopowych jeszcze do końca nie zdajemy sobie sprawy, jak reżyser zdecydował się rozegrać role psychologiczne bohaterów, możemy odnieść wrażenie, że Eastwood będzie tym złym policjantem, a Sheen dobrym. Z biegiem czasu jednak przekonamy się, że geniusz reżysera Bez przebaczenia polegał na tym, że Sheenowi została przyporządkowana rola młodej wersji swojego starszego partnera. Obydwaj są tymi złymi glinami, z tym że jeden odchodzi ze sceny, a drugi na niej pozostaje. Gdyby tak spojrzeć obiektywnie na to, co jako policjanci wyprawiali, trudno by było uwierzyć, że są „dobrzy”, oraz że w ogóle pracują w policji i jeszcze nie skończyli w więzieniu. Takie mamy dzisiaj zasady działania tej już rozbrojonym przestępcom w głowy raczej by nie przeszło. Demolowanie barów i podpalanie barmana również. Żółtodziób nie ustrzegł się także typowych dla kina akcji skrótów myślowych i nieprawdopodobieństw. Pod tym względem Clint Eastwood sprytnie potrafi udawać, że kręci filmy bardziej realistyczne niż przeciętna opowieść spod znaku Jasona Stathama czy Sylvestra Stallone’a. Nieścisłości zaczynają się już na początku, gdy ze swoim partnerem (tym pierwszym) Pulovski podjeżdża do ciężarówki z kradzionymi samochodami. Na widoku jest trzech przestępców, a w szoferce zapewne przynajmniej jeszcze jeden. Szczytem kompletnego braku profesjonalizmu jest nie tylko próba ich aresztowania, ale i rozdzielenie się podczas kontroli. Pulovski zostaje sam z trzema typami, a jego partner idzie sprawdzić szoferkę ciężarówki. To jasne, że zginie. Pulovski mógł mieć pretensje tylko do siebie, gdyż to on sprowadził na kolegę śmiertelne wspomnieć jeszcze przynajmniej o kilku fabularnych naciągnięciach logiki, np. efekt strzelania ofiarom z bliska w głowę, gdy z tyłu kulą się przelęknieni ludzie, ale zachęcam do samodzielnych poszukiwań. Generalnie kino akcji ocieka niemającymi nic wspólnego z realizmem sytuacjami, natomiast Żółtodziób pozuje na dojrzalszy, prawdziwszy obraz. Przyznam się, że można w tę symulację rzeczywistości uwierzyć. Ogromna w tym zasługa kultu twardziela, który niegdyś otaczał Clinta Eastwooda. Mam nadzieję, że dzisiaj widzowie, znając trochę lepiej jego życie pozafilmowe, spoglądają na niego dużo ostrzej. Legenda Eastwooda dawno powinna przyodziać się w bardziej skłonne do upadku, ludzkie fatałaszki. Tak na marginesie, to się dobrali z Charliem Sheenem, tyle że ten ostatni zapłacił za swoje podboje zakażeniem wirusem HIV. Chciałoby się powiedzieć, że poza kamerą niezły żółtodziób z tego Eastwooda.
Różne wizje polityki zagranicznej rządu i prezydenta nie zawsze szkodzą Polsce. Zbyt rzadko jednak Donald Tusk i Lech Kaczyński potrafią to wykorzystać. Kiedy w marcu 2007 r. prezydent Lech Kaczyński na szczycie UE zgadzał się na radykalne ograniczenie emisji dwutlenku węgla, niewielu zdawało sobie sprawę, że grozi to drastycznymi podwyżkami cen prądu w Polsce. Nawet ojciec tamtej porażki woli dziś o tym nie pamiętać. Ramię w ramię z premierem zasiadł w czwartek do stołu z liderami UE, aby wynegocjować dodatkowe pozwolenia na emisję dwutlenku węgla dla naszych elektrowni. Udało się - dostaniemy zgody warte 60 mld zł. W praktyce oznacza to, że tyle pieniędzy pozostanie w kasie państwa, a elektrownie jeszcze przez wiele lat nie będą zamykane ze względu na dużą emisję CO2. Brukselski kompromis to przede wszystkim zasługa rządu. Choć nie bez znaczenia jest to, że polska delegacja z premierem i prezydentem w składzie mówiła za granicą jednym głosem. To nieczęsta sytuacja w minionym roku. W latach 1989-2005 panowała zgoda w sprawie zasadniczych celów polityki zagranicznej, nawet jeśli w pewnych okresach prezydent i premier wywodzili się z innych obozów politycznych. Wszystkie ośrodki władzy akceptowały takie cele, jak członkostwo w NATO i Unii Europejskiej. Źródło: Newsweek_redakcja_zrodlo
Technika negocjacyjna „dobry i zły glina”, „dobry i zły policjant” Powszechnie znana i przez to ryzykowna do stosowania technika rodem z negocjacji wygrany-przegrany. Polega na wcieleniu się osób będących po jednej stronie w role tzw. dobrego gliny (przyjazny, opiekuńczy, dążący do porozumienia, sprawiający miłe wrażenie) i złego gliny (przeciwieństwo dobrego gliny – konfliktowy, poniżający, obrażający, wybuchający gniewem, nastawiony wrogo, nie idący na żadne ustępstwa) i zyskaniu zaufania drugiej strony przez dobrego glinę, który nie tylko obroni przed złym gliną, ale również pomoże wynegocjować rozsądne warunki o ile tylko druga strona zaproponuje takie, oczywiście odpowiednio niskie, by udobruchać nastawionego wrogo partnera. Technika ‘dobry i zły glina’ w bardziej subtelnym wydaniu może być połączona z innymi technikami, wtedy nie jest tak widoczna, a ciągle skuteczna. Przykład zastosowania techniki negocjacji „dobry i zły glina” „dobry i zły policjant”: Ostatnio miałem przyjemność obserwować technikę „dobry i zły glina” w połączeniu z technikami: 1. zaskoczenia, 2. postawienia ultimatum i 3. dziegciu i miodu: nastąpiła groźba zerwania rozmów przez jednego negocjatora, jeżeli druga strona nie zaakceptuje ultimatum z przedstawianą dopiero w tym momencie zawyżoną ofertą, po czym przy końcu zapowiedzi w słowo wszedł mu drugi negocjator z tej samej drużyny sugerując zostanie przy standardowej ofercie. Co ciekawe druga strona z chęcią i pewną ulgą przyjęła standardową ofertę. Obrona przed techniką „dobry i zły glina” „dobry i zły policjant”: Jednym ze sposobów jest zdemaskowanie i nazwanie wprost (‘widzę, że stosujecie klasycznego dobrego i złego glinę’), ktore może ubocznie prowadzić do utrudnienia porozumienia. Mniej antagonizującą wersją jest powiedzenie czegoś w rodzaju „widzę, że nie uzgodniliście między sobą stanowiska i macie rozbieżne poglądy, więc sugeruję powrót do rozmów gdy się ze sobą porozumiecie”. Jeżeli znasz inne nazwy czy zastosowania tej techniki negocjacyjnej albo uważasz, że warto rozszerzyć opis o wybrane zagadnienia – zapraszam do komentowania lub kontaktu email na adres biuro(at) Więcej technik negocjacyjnych znajdziesz w kategorii techniki negocjacyjne Listę i spis technik negocjacyjnych umieściłem we wpisie techniki negocjacji CHCESZ SZYBKO POPRAWIĆ SWOJE NEGOCJACJE? AKADEMIA NEGOCJACJI ZAPRASZA Organizujemy interesujące negocjacyjne wydarzenia w krótkich i przystępnych formach (bezpłatne webinary, wykłady stacjonarne i online, szkolenia z negocjacji w biznesie): O autorze: Profesjonalne negocjacje praktykuje od 2000 roku. Od tego czasu zajmował się m. in. doradztwem, konsultacjami, negocjowaniem cen na zlecenie, sprzedażą, przygotowywaniem zarządów do negocjacji kontraktów i umów. W I kwartale 2015 zaoszczędził dla swoich Klientów 476 tys. zł. Certified International Professional Negotiator (ACI). Absolwent Wydziału Prawa UwB, absolwent Studiów Podyplomowych dla Menedżerów Motoryzacji Szkoły Głównej Handlowej, absolwent Studiów Podyplomowych Psychologia w Biznesie w Akademii Leona Koźmińskiego. Bycie negocjatorem to jego największa pasja. W wolnych chwilach prowadzi wykłady na zaproszenie studentów Szkoły Głównej Handlowej, Uniwersytetu Warszawskiego, Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. W 2015 roku trener reprezentacji Polski do Mistrzostw Świata w ramach Turnieju Negocjacyjnego WNR. Więcej o negocjatorze znajdziesz na stronie o mnie
dobry i zły glina